sobota, 1 listopada 2014

Królicza historia

Wreszcie po długiej i wyczerpującej wycieczce Bazyl i ja pobiegliśmy na dobrze mi znany ogród.Mój ogród.
 Dziwne,ale klatka była rozmontowana,a raczej jej części były porozrzucane po całym ogrodzie,a płócienny dach rozerwany na strzępy.
-Co tutaj się mogło stać?
-Twoja Pani wpadła w furię,że nie domknęła klatki i ty uciekłaś.
-To jak ja teraz....Nie chcę spędzić nocy na takim wietrze.
-Chyba mam pomysł!Poczekaj tu...albo chodź ze mną.
Podbiegliśmy do kuchennych drzwi,a Bazyl wskoczył na dach auta.
-Widzę twoją Panią,może....



Zeskoczył i usiadł przy drzwiach.Drzwi się nagle otwarły i wyszedł ten drugi,który mnie tak nie lubi.Już chciałam uciekać,ale nie miałam naprawdę ochoty spać na dworze.
Tamten coś krzyknął i rozbawiony popatrzył na mnie.Wyszła moja Pani i z wielkimi szklistymi oczami usiadła na przeciw mnie i wyciągnęła rękę.
Trochę się rozejrzałam szukając Bazyla,ale nie wiem nawet kiedy zniknął.Tchórz!
Podeszłam trochę bliżej i dałam się złapać i tak mocno przytulić,że nie mogłam prawie oddychać.
Zaniesiono mnie do ciepłego pokoju i ustawiono na miękkim dywanie,pojemniczek z jedzonkiem już stał w rogu klatki i teraz został napełniony po brzegi,a oprócz tego ta okropna marchewka i jeszcze coś zielonego.Ohyda.Ci ludzie to też mają pomysły.
Nie ma jak świeża trawa i sianko no i ciepły domek,który od czasu do czasu też można poobgryzać.

Następny dzień zapowiadał się dosyć ciekawie i słonecznie i już marzyłam o kolejnej wyprawie.Pani tym razem długo musiała się zastanawiać czy mnie wypuścić,a ja gdybym umiała,powiedziałabym jej,że wrócę.
Jedyne co mi pozostało to gryzienie klatki i bieganie w kółko.
Wreszcie Pani postanowiła mnie wypuścić.Zaniosła mnie bez tych okropnych szelek do ogrodu i postawiła w wysokiej trawie.
Wreszcie poszła do domu i wtedy zjawił się Bazyl.
-Co za ufność?Ja to nie mogłem wychodzić przez miesiące gdy znikłem.Bali się,że mnie auto rozjedzie,a ty....Lepiej już chodźmy,bo Fiona już pewnie na nas czeka.
Już mieliśmy zniknąć za płotem gdy Bazyl spojrzał w stronę okna,które się teraz otwarło i moja Pani coś krzyknęła.
-Niestety,ale nie znamy ich mowy tylko wyczuwamy ich nastroje.Wydaje mi się,że życzy nam dobrego dnia.Hm...może?No dobra,chodźmy już bo Fiona....
-Już dobrze!Zakochałeś się w niej czy co?
-Ja!Taki stary kocur?No coś ty!
-Wiecznie,Fiona to,Fiona tamto.Gdy wracaliśmy do domu nie mogłeś na moment przestać mówić o niej.Lepiej chodźmy.
Pobiegliśmy razem na podwórko obok przywitać Pimpusia,ale jego tam nie było.
-Widocznie poszedł na spacer.Potem tutaj wstąpimy.A teraz...
-Fiona czeka?
-A ty skąd wiesz?-zaśmiał się i wskoczył na płot.-No?Pokaż co potrafisz?
Siedział tam i wlepiał te swoje kocie oczy we mnie,a ja hyc pod płot i już sprawdzałam,czy droga pusta.
-Możesz iść.Nic nie jedzie.
Wskoczyłam na drogę i....
Drrrr.
Coś zadźwięczało nade mną i szybko skoczyłam do przodu i ile tylko tchu dobiegłam na drugą stronę.
-Miałaś szczęście,że cię dostrzegł,ale musiał być nieźle zdziwiony widząc królika.
-A co to było?
-To ludzie nazywają...rower.
-Rower?
-To takie auto na dwóch kołach napędzane nogami.Wiem?Ludzie są dziwni.
I teraz przeskoczył mnie i jednym susem znalazł się obok...Fiony.
-Cześć!Wyszłam po was,bo bałam się,że zgubiliście drogę.
-Musiałem poczekać na Daizi.
-Aha?Czy to twoja nowa kochanica?
-A co jesteś zazdrosna?Lepiej chodźmy już bo do Felka mamy daleko.
-A kto to jest Felek?
-Taki ogromny kocur.Miły kompan.Zawsze wymyśla jakieś zabawy.
I cała nasza trójka skoczyła przed siebie.Fiona od razu wskoczyła na płot i wydawało się,że unosi się ponad dachami domów i nad ogródkami.
Bazyl biegł ze mną zdziwiony,że tak szybko potrafię skakać.Skręciliśmy w uliczkę gdzie szły dwa"kanapowe"pieski.
Bazyl wciągnął mnie do dziury pod płotem,a tam...następna obśliniona morda buldoga.
Obwąchał nas dokładnie,parsknął i odszedł.Przebiegliśmy ogród,Bazyl wskoczył na furtkę,a ja pod nią się przeczołgałam i biegliśmy dalej.Kolejne domy,ale teraz wyższe i ogródki jakieś mniejsze,albo raczej nieposprzątane.To natknęłam się na porozbijane szkło,to na rozrzucone puszki,śmieci powyciągane ze śmietników.
Strasznie śmierdziało,ale nadal biegłam przed siebie spoglądając tylko,na którym płocie siedzi Bazyl.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...