czwartek, 2 czerwca 2016

"List do jedzęcej Eurydyki"

Tak jestem zajęta pracą,która odbiera mi siły,że nie przypominam sobie czasów kiedy ostatni raz słuchałam muzykę,którą lubię.
Skorzystałam z wolnego dnia i wolnego pokoju i puściłam płytę Michała Bajora.
Zupełnie inne rytmy niż te,które na co dzień słszymy w radio.
Nie przepadałam kiedyś za taką muzyką,a raczej nie wiedziałam,że ktoś śpiewa poezję,ale widać z czasem gusta się zmieniają.



Zresztą to dzięki mamie odkryłam ten rodzaj muzyki.
I znowu przypadek?
Tak,życiem rządzą przypadki.
Nie miała z kim iść wtedy na koncert i chciała mnie wreszcie wyciągnąć z domu więc... wyciągneła mnie,no i... zatkało mnie.
Siedziałam niczym zaczarowana,bo jeszcze nigdy nie słyszałam,żeby tak namiętnie ktoś śpiewał o miłości.
Oczywiście zaraz po koncercie pobiegłam kupić płytkę(i to nie jedną a dwie) i stanęłam grzecznie w kolejce po autograf i...
                                            ...mogę się pochwalić płytą z autografem.

Jedyną w mojej kolekcji,ale może jeszcze kiedyś szczęście uśmiechnie się do mnie.
Ale wróćmy do piosenki.
Tytuł...hmmm...dziwny.

No tak jak możne opiewać kogoś kto właśnie je w barze naleśniki,ale czy to nie jest miłość.
Milość w każdym geście,nawet w trzymaniu w rękach noża i widelca,miłość w patrzeniu na kogoś kto wykonuje prostą czynność-je naleśniki.
Czy my zabiegani ludzie XXI wieku umiemy dostrzec miłość w takich gestach?
A może potrzebujemy wzniosłych chwil,momentow uniesienia,żeby wyszeptać"Kocham".

Posłuchajmy:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...