poniedziałek, 8 października 2012

PEWNA HISTORIA

Szukałam oczami naszego starego domku zabaw,a ujrzałam ... pałacyk.
Zza drzew ujrzałam białe ściany domu wtulone w stare krzaki róż niczym w mięciutką   kołderkę.Wielkie,niebieskie okiennice były pootwierane na oścież i w każdym oknie można było dostrzec białą firankę.Kolumienki przy drzwiach podtrzymujęce mały daszek otulone były bluszczem,a z daszku zwisały pędy glicynii.Po prawej stronie od drzwi usytuowana była weranda,gdzie stał stół okryty kremowym,długim obrusem,a na stole stała porcelanowa zastawa.W dużych białych donicach naokoło werandy wyglądały kolorowe oczka bratkòw. Obok płotu stały tuje niczym żołnierze stojący w szeregach.



Nie mogłam się napatrzeć na to co ujrzałam.Wciąż przecierałam oczy ze zdumienia.
Nagle w głębi dworku usłyszałam czyjś głos.
-Kochanie!No chodź już!Podaję obiad!...Oczywiście,że na tarasie.
I za chwilę na werandę wyszła starsza pani w pięknej,długiej sukience i kremowej bluzce,na stopach miała przepiękne lakierki na niewielkim obcasiku,włosy ułożone jak mniemam według najnowszej mody.
Schowałam się bardziej za drzewami,żeby nikt mnie nie dostrzegł.
Teraz z głębi domu dało się słyszeć czyjś szybki chód.
-Mamo,mam ją!Wreszcie jest!-na werandę wbiegł młody mężczyzna o czarnych włosach i miłym uśmiechu.Miał na sobie białe spodnie i koszule w lekko zielonkawą kradkę.
-Mówiłem ci,że przyjdzie!
-A gdzie ona jest?
-Tam!Skryła się za tamtymi drzewami!-i wskazał ręką na drzewa ,zza których spoglądałam na werande.
-To przyprowadź ją?
Już chciałam uciec z mojej kryjówki kiedy noga ugrzęzła w malinach i mogłam tylko stać i patrzeć jak nieznajomy z niezwykłym światłem w oczach idzie w stronę furtki.Delikatnie ją otwiera i wpuszcza do środka Burka.
-Teraz muszę wyswobodzić jeszcze twoją panią.
I podbiega do mnie,klęka i leciutko chwyta moją stopę, uwalniając ją z rośliny.
-Chodź!Nie bój się nic ci nie zrobię.Czekałem już od dawna na ciebie.-ujął mą dłoń i zaprowadził do ogrodu.
-Ach!-zakrzykneła starsza pani-Wreszcie się doczekałeś!-podbiegła do mnie-Tak jak mi mój syn mówił"Ta piękna dziewczyna ze wsi kiedyś tu przyjdzie"no i jesteś.
Stałam jak skamieniała.Nogi jak z waty uginały się podemną,ręce  drżały i w gardle mi zaschło.
-Może zaprosisz ją do stołu?Może zjesz z nami?
Niepewnie podnosząc wzrok spojrzałam na stół,na której stała waza z gorącą zupą.
Wiedząc,że czekają na mnie ziemniaki w domu skinełam leciutko głową.
-Tak się cieszę,że wreszcie ktoś nas odwiedził z wioski.Już zaczeliśmy wierzyć,że jesteśmy tutaj sami.-zaśmiała się starsza dama i usiadła przy stole.
Młodzieniec usadził mnie tuż obok niej i przyniósł dodatkowe sztućce.
Na początku patrzyłam oniemiała jak leją mi gorącą zupę na talerz i jednocześnie głupio,że nie umię się posługiwać łyżką tak jak dama siedząca obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...