Ten miesiąc totalnie mnie rozleniwił,ale następny będzie lepszy-obiecuję(tak,tak,obiecanki cacanki).
Ładna pogoda zmusza do leżenia na leżaku i "łapania" słońca,ale postaram się częściej siadać przed komputerem i coś pisać.
A jest o czym.
Kiedyś były na moim blogu zdjęcia jeszcze z pustymi doniczkami,w których posadziłam"małe"co nie co,a teraz już tam coś rośnie.
Fasolka i kalafior,którą sobie bardzo upodobały ślimaki i są częstymi "stołownikami",ale wsypałam grys do doniczek i myślę,że im się to nie spodoba.
Myślałam,co też zrobić z pomidorkami,których nie udało mi się sprzedać i...mam.
Z garażu wyciągłam worek,który wypełniłam ziemią i...rosną sobie z brokułkami pospołu.
Pod płotem też parę posadziłam i tu było potrzebne wykombinowanie sznurka,ale i tu zaradziłam.
Poprowadziłam sznurek od drewnianego płotka,po którym wspina się bluszcz,aż do rynny przy garażu i mogłam do tego sznurka dowiązać pomidorki.
Myślę,że cokolwiek widać na zdjęciu,jak nie to wybaczcie.
Teraz pozostaje tylko czekać na warzywka.
W ogródku przed domem też zrobiło się żółtawo...
niebieskawo...
i pachnąco.
A najbardziej niebiesko jest u mojego sąsiada i aż mu zazdroszczę.
Prawda,że bajecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz