Nie lubię układnia,żeby np.bratki były w tym miejscu,a tam zakwitną żonkile,tam hiacynty.
I choć w domu lubię porządek i wszystko musi być na swoim miejscu to w ogrodzie lubię"artystyczny"nieład,czyli tam gdzie się posieje tam będzie dobrze.
Taka łączka,naturalnie,pięknie.
Zresztą po latach z tej jednej cebulki,z której wyrasta jeden żonkil wytworzy się więcej cebulek ,co znaczy więcej kwiatów-czyż to nie cudowne.
Czasami tylko trzeba uważać na sąsiadki,którzy lubią za nadto się rozrastać,a które i tak nie wyrzucę,bo są zbyt piękne...
A tutaj"leniwce",które się jeszcze nie otwarły,ale już niedługo pokażą swoją czerwień swoich płatków.
Tak i te kochane prymulki.
Zagościły w moim ogrodzie już na zawsze.
Chodźby te poniżej,które tak ładnie znikły w powodzi czerwonego koloru.
Nie sądziłam,że z takich "mizernot"wyrosną takie kupki czerwonych kwiatuszków spoglądających żółtym oczkiem na słoneczny świat.
No,a te dwie panie,które rozsadziły się swoimi krynolinami...
...i cóż tutaj mogę dodać.
Biedactwa pogryzione przez ślimaki,zmaltretowane odzyskują siły na wiosnę i...puf!
Czyż nie przypominają bukiecików druhen idących przed panną młodą do ołtarza.
"Trzy rzeczy pozostały z raju:
gwiazdy,
kwiaty i
oczy dziecka".
Dante Alighieri
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz