wtorek, 5 listopada 2019

Krótki wypad.

No tak, bo dokładnie na dwa dni. Oczywiście nie liczę dwóch dni podróżowania.
I mogę nawet powiedzieć, że nasze linie lotnicze LOT pozytywnie mnie zaskoczyły. Leciałam z nimi pierwszy raz i powiem, że chyba zmienię przewoźnika.
Cena biletu tylko trochę różniła się od tanich lini lotniczych,którymi bezpośrednio mogłabym lecieć do Londynu,a tu musiałam lecieć z przesiadkami.
Muszę też przyznać,że jestem osobą bezdzietną i niestety zaczynają mnie męczyć loty z większą liczbą dzieci na pokładzie(nie mam nic przeciwko rodzicom latającym ze swoimi pociechami),a tutaj taka cisza,że nie musiałam zakładać słuchawek,żeby poczytać książkę,a tym bardziej się wyspać.
Samolot też nie był zbyt duży bo siedziały tylko po cztery osoby w rzędzie(dwie po prawej i po lewej) a nie po sześć,gdzie czasami jest problem jeżeli osoba spod okna chce wyjść do toalety to jedna ze środka i ze strony wewnętrznej musi wyjść(trochę to takie"skakanie").
Dolecieliśmy z mamą na małe lotnisko,które trochę próbuje się rozbudować(choć tam mało miejsca,bo to stare doki)London City Centrum i zaraz kupiłyśmy sobie bilet na metro(nie pierwszy raz jeżdżę po Londynie metrem więc wiem jak się tam nie zgubić)i dojechaliśmy do Earl Court do wcześniej zamówionego już hoteliku. 
Nie należymy do osób wygodnych więc czy to 2,3 lub ilekolwiek gwiazdkowy nie robi różnicy,ważne,że są łóżka,łazienka,toaleta i można sobie zaparzyć kawę lub herbatę.
I tak też było.
Luksus na całego.
W pierwszym dniu podjechaliśmy pod Big Ben i Parlament,który jeszcze jest w remoncie,ale zegar nie jest całkowicie zasłonięty jak wtedy,gdy widziałam go ostatnio.
Z pięknego,otoczonego bujną roślinnością St.James`s park

gdzie oglądaliśmy czarne łabędzie(a myślałam,że one tylko są w bajkach;)))


 przeszliśmy do Buckingham Palace.
Potem wpadlimy jeszcze na angielskie śniadanio-lunch niedaleko Piccadilly Circus,potem jeszcze raz przez most obok parlamentu,London Eye,teatr Szekspira i znowu na drugą stronę do St.Paul`s Cathedral.
Tam wypiliśmy kawkę i zjedliśmy po ciasteczku,jeszcze małe zakupy na kolacyjkę i
do hotelu.
No i cóż nam zostało na drugi dzień?
Obudził nas deszcz czyli standart na wyspach i pojechaliśmy do Tower of London,zjedliśmy niedaleko śniadanie


kupiliśmy bilety i cały dzień zwiedzaliśmy zamek(już się trochę rozpogodziło).Cały dzień porządnej angielskiej historii,a najważniejszy punkt to miejsce uwięzienia i ścięcia Anny Boleyn.
Potem już tylko obowiązkowe zdjęcie przy Tower Brigde,
tęskne,bo ostatnie spojrzenie na szklane drapacze chmur,


małe zakupy w pobliskim sklepie i do hotelu na kolację.
A wczesnym rankiem czekała nas ta sama podróż jaką odbyliśmy pierwszego dnia,tylko że w drugą stronę do domu.


Jechałam,żeby załatwić pewną sprawę,ale się nieudało za to mama miała wspaniały prezent urodzinowy.

                           HAPPY BIRTHDAY MUM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...