środa, 27 kwietnia 2016

Prince-wspomnienia.

Miesiąc już mija od kiedy już nie gra dla nas i nic więcej nie zagra.
Aż mi się nie chce wierzyć,że już nie usłyszę więcej jego piosenek.

Straciliśmy świetnego muzyka,niezwykłego gitarzystę,a nawet ośmielę się powiedzieć Jimmego Hendrixa lat 80`i90`.
Nie znałam piosenek Princa-w końcu moje dzieciństwo i lata nastolatki były zdominowane przez muzykę Michaela Jacksona.Przecież jego muzyka była wszędzie,a jego twarz uśmiechała się z każdego kolorowego magazynu.

To on był gwiazdą i nienawidziłam kiedy gitarowe popisy ulubionego przez mojego brata Marka Knophera były głośniejsze niż muzyka mojego idola.
Widziałam go pewnego wieczoru,kiedy szukając z koleżanką ciekawego filmu nie mogłyśmy znaleźć nic ciekawszego niż ten musical.
Może to nie jest typ filmu,który uwielbiam,ale tamtą piosenkę śpiewałam jeszcze z parę dni,za to inne jego piosenki nie przypadły mi już do gustu,no i te jego wyzywające spojrzenie.

Ale w końcu polubiłam i to,a raczej pokochałam całą swoją duszą(wiecie chłopaki jakim instrumentem zdobyć moje serducho:)).
Zaczęłam nadrabiać zagubione lata.
Pierwsze takie strunowe szarpnięcia słuchałam u”Dire Straits”-ulubiony zespół mojego brata,więc jak wyrastałam słuchając ich muzyki gdzieś tam mimochodem to dlaczego nie miałabym wsłuchać się w nich bardziej.
Następnym koncertem,który wysłuchałam to koncert”Pink Floyd”,który był grany na jednym z telewizorów w supermarkecie-zaniemówiłam i zaczęłam szukać na YouTube więcej gitarowych solówek.
Tamtej gitary jeszcze nie odkryłam-to dopiero miało nadejść,niestety zbyt późno.
 
Słucham jedynej płyty Princa(którą posiadam)nieustannie i myślę sobie jak mogłam rzucić ją w kąt po jednym przesłuchaniu,bo mi się nie podobała.
Oglądam teraz jego koncerty i wideoklipy i dochodzę do wniosku,że to jest właśnie ta szalona gitara,której mi brakowało,a która już więcej nie zagra.Brakujące ogniwo pomiędzy tymi wszystkimi gitarami,które słuchałam.


Wspaniały wirtuoz gitary,geniusz instrumentalny,który swoim talentem mógłby
obdarować kilku innych artystów,świetny piosenkarz wydający do dwóch płyt co roku,showman i- nie wspominam już o jego zalotnym spojrzeniu,który sprawiał,że kobiety(na pewno)mdlały na jego koncertach.
A ten film zmienił wtedy wiele w muzyce i przypuszczam-dużo w jego życiu.


Aids,przedawkowanie leków lub heroiny,samobójstwo-tak odchodzą wielcy tego świata.
Tak odszedł Freddie Mercury,bo to była tak popularna wtedy choroba-Aids.
Zabrakło fenomenalnego głosu,niesamowitego showmena,którego żegnano tak,jak na gwiazdę przystało.
Do dziś przypominam sobie koncert  na jego cześć z udziałem wielu gwiazd,który odbył się w pięć miesięcy po jego śmierci.To było takie dwa w jednym-pożegnanie fenomenalnego głosu i datek z biletów na chorych na Aids.
O Michaelu Jacksonie nie było już tak głośno,gdyż każda jego kolejna płyta odchodziła w niepamięć,a i sam artysta zostałby zapomniany gdyby nie liczne sprawy sądowe,molestowania,tarapaty finansowe.
Utrwaliło się jeszcze jego wystąpienie w Londynie,kiedy zapowiadał swój wielki koncert na parę tygodni przed śmiercią(czy to nie ciekawe).
Nie jedni mi mówili,że wyglądał jak ktoś odurzony środkami halucynogennymi.
No i odszedł.
Przeprowadziłam się do mieszkania i nie miałam jeszcze TV,żeby zobaczyć jego pogrzeb,ale miałam możliwość pójść do sąsiada i-że tak powiem-mogłam pożegnać gwiazdę mojego dzieciństwa i wczesnej młodości.
Bo czyż dla fana nie jest muzyka ważniejsza niż liczne skandale?
 
Prince-miał Aids?
Aż nie chciało mi się wierzyć.Przecież o tej chorobie już się nie mówi.
Jednak Ktoś nam nim czuwał i dał mu czas na napisanie tego co miał napisać,i na zagranie tego co miał jeszcze zagrać.
Napisano też,że nie chciał się leczyć,bo jak sam twierdził Bóg go wyleczy-cóż za Wielka wiara.
I pytam się-Czyż go nie wyleczył?
Czy nie skrócił jego ziemskiego życia?
Czyż fani przynoszący kwiaty pod jego dom nie widzieli tęczy-znak zza światów???
Przyznam się,że następnego ranka widziałam niesamowicie purpurowe niebo i jak długo chodzę do pracy wcześnie rano jeszcze tak pięknego nieba nie widziałam,pomyślałam sobie tylko-"on już daje koncerty w niebie".
Ale to,co było dalej już mi się nie podobało.
Jak można tak po cichu pożegnać kogoś,kto wywarł taki wpływ na muzykę.
Wsadzono go jak szczurka(przepraszam fanów za porównanie)do pudełka,odprawiono modły i wsadzono do pieca.
Czy to Was nie oburza?
Pożegnany tylko przez rodzinę,a fani mogli się tylko nacieszyć tym,że przynieśli kwiaty pod jego dom.
Dla mnie to takie smutne.


Wrócę tutaj jeszcze do krwawej ofiary,o której wiele nasłuchałam się na You Tube.
Widać ludzie wierzą w kabały,albo chcą zarobić na oglądalności.
Pomyślmy szczerze.Krwawe ofiary to się składa na ołtarzach,na stosach ofiarnych,ale nie samego siebie w windzie:)))
Ja też mam swoją teorię.
Zastanowiły mnie pewne słowa,które wypowiedział na tydzień przed swoją śmiercią i pewien szczegół-wieczna walka z producentem.
Wróciłam pamięcią do innej śmierci-Michael Jackson-i przygotowań do wielkiego koncertu.Czy i on nie miał problemów ze swoim producentem?
Czy to nie był ten sam producent,który wydawał płyty Princa?
Pomału dodawałam fakty.
Ten sam producent podpisuje umowę z dwoma artystami znoszącymi złote jajka,ale artyści mimo wszystko nie okazują się potulnymi barankami,ale stawiają swoje warunki.
Kto mógłby przypuszczać,że Prince będzie tak”płodnym”artystą i każdego roku będzie się ukazywać kolejna jego płyta(a nawet i dwie),że będzie tak samodzielny i bogaty,że sam wyda swoje płyty,a nawet będzie je rozdawał za darmo.
Ktoś traci pieniądze i władzę nad artystą.
A kto mógłby przypuszczać,że Michael mimo wielu swych sukcesów będzie już tylko schodził na dno niczym łódź podwodna i pomyślmy,czy artysta z takimi problemami finansowymi może jeszcze coś zdziałać grając koncert,za który najpierw trzeba zapłacić,a potem liczyć zyski lub straty.
Dlaczego Prince był pewny swojej śmierci i na tydzień przed śmiercią powiedział do swoich fanów”Poczekajcie jeszcze parę dni,zanim zaczniecie wznosić modlitwy”,a dlaczego Michael przed śmiercią kończąc rozmowę telefoniczną z producentem powiedział do swego syna”Oni mnie zabiją”.
Czyżby to wielkie przedsiębiorstwo filmowo-muzyczne miało na swoich rękach krew swoich największych gwiazd?
W końcu światem rządzą tylko pieniądze,a reszta jest nieważna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...