wtorek, 30 września 2014

Królicza historia

Jak to w ładny dzień Pani znowu wzięła mnie do ogrodu i wsadziła do"kojca".
Przez cały dzień takiego siedzenia naprawdę robi się nudno i wtedy przyszedł on-czyli kot.
-A może mały wypad do sąsiada za płot.
-Tak!!!Ale jestem uwięziona.
-Zaraz ci pomogę.
Niestety Pani zostawiła niedomknięte drzwiczki i kot z łatwością przesunął zasuwkę otwierając Daizy drogę na wolność.
-I już tak...mogę iść?
-Nie.Jest parę spraw,które musisz znać.A najlepiej trzymaj się blisko mnie i nie uciekaj daleko.Musimy tutaj wrócić.
-Ale po co?
-Później to zrozumiesz.

Szybko wyskoczyłam z kojca i od razu chciałam pobiec daleko,daleko przed siebie,chciałam się wreszcie dowiedzieć co kryje się za tym wysokim płotem i tak dziwnie pachnie,a czasami szczeka,byłam gotowa poznać cały trawiasty świat i wąchać każdy zapach,który tam znajdę,chciałam już teraz poznać więcej takich kotów jak ten obok mnie.
-Nie tak szybko!!!Mamy przecież cały dzień.Musisz wiedzieć,że nie wszystkie zwierzęta są tak miłe i dobre jak ja.Niektóre z nich będą chciały cię zalizać na śmierć lub pogryźć.Dlatego nie wychylaj się.OK?
W jego oczach mogłam dostrzec wiele mądrości,które nabył w czasie swojego kociego życia,i które chciał przekazać mnie-małemu króliczkowi.
-OK.Będę się trzymać blisko i postaram się nie uciekać.
-Dobrze!I musisz też pamiętać o autach.
-Autach?!A co to takiego?
-Ludzie całymi dniami jeżdżą takimi budkami na kółkach-czyli autami po ulicach,no i tam to trzeba naprawdę uważać.Paru moich kumpli nie było dostatecznie szybkich i....
Zamilkł i odwrócił swoje kocie oczy.
-I co?
-Zostało z nich tylko futro lub zostali przecięci w pół.Straszne,więc radzę ci trzymać się z dala od ulicy.
-Jasne.Zapamiętam.
-OK.Chodźmy już.
Kot podszedł do płota i wspiął się wysoko spoglądając z góry na mnie.
-Zapomniałem,że ty się nie wspinasz,ale spokojnie obejdziemy ten płot i kłopot z głowy.Zresztą możesz też podkopać się.Zaraz ci pokażę.
I kot zaczął kopać dziurę pod płotem.
-I jak?Teraz ty spróbuj?



Próbowałam,ale niestety przez moje"dzikie"skakanie do i z klatki połamałam sobie parę"paluszków"i każdy ruch sprawiał mi ból.
-Widzę,że nie jest dobrze?Nie martw się od czego się ma przyjaciół.A w ogóle to jestem Bazyl.-skłonił się uprzejmie.
-A ja Daizi.
-Zabawnie.Jak kwiatek.Niektórzy moi kumple też mają dziwne imiona Bucuś,Pimpuś,Łatka,a jednego to wołają jak człowieka:Arturek.
-Rzeczywiście śmieszne.
Przeszliśmy pod płotem i znalazłam się w jakimś ciemnym buszu,który pachniał tak słodko,że aż w głowie się zawracało.
-To róże mojego Pana.Uwielbia je i ja też,bo tutaj najczęściej chowają się myszy.Ciemno,sucho,obok śmietnik pełen jedzonka.To dla nich raj.
-A co to mysz?
-Takie małe stworzonko.Strasznie wredne.Je to co znajdzie w śmietnikach,czasami wkrada się do domów,no a dla mnie to świetna zabawka i przysmak.
-To ty jesz...zwierzątka?
-Nie bój się.Króliki nie są w moim menu,ale niektóre polują na was.Ale te mieszkają w lesie więc nie masz się czego bać.
-To dobrze,bo na chwilę odeszła mi ochota na spacer.
Pobiegliśmy do drugiego płota i tam już było łatwiej.Płot był dosyć wysoko i mogłam się pod nim przecisnąć.A tam już czekało to coś co...szczeka.
Większe od Bazyla,bardziej włochate i strasznie zadowolone,że nas widzi.
-Hej Bazyl!A co tam prowadzisz za sobą?
-To sąsiad zza płotu.Daizi.
-Cześć!Witaj na moich włościach.Jestem Cezar.
-Tak.-zamruczał kot-To jest imię.Tylko nie wiem czemu Pani woła cię Perełka.-zaśmiał się szyderczo.
-Wiesz,że nie lubię tego imienia.-odwarknął pies.
-Ale mnie się podoba-wysunęłam się do przodu dokładnie obwąchując psa.
-Jesteś miła.W takim razie dla ciebie jestem Perełka.To gdzie się wybieracie?
-A tak przed siebie.Niech pozna trochę świata.Pozwiedza.
-Racja.Tylko nie zgub jej.Pani będzie bardzo płakać,gdy nie wrócisz do domu.
-Płakać?
-Tak.Taki śliczny króliczek jak ty.Sam bym płakał.
-Przestań.-od prychnął Bazyl.-Idziemy dalej?
-Jasne.Tylko nie biegnij tak szybko.
-Jasne.Chcę ci teraz przedstawić kogoś specjalnego,ale musimy przejść tam przez ulicę.Pamiętaj,musisz dobiec do tamtej trawki najszybciej jak potrafisz.
Stanęliśmy na chodniku tuż przy drodze.
Bazyl popatrzał w obie strony i dał znak,że mogę iść.
-Śmiało.Tutaj nie ma dużo aut.
Zeskoczyłam niżej i szybko pognałam przed siebie do drugiego chodnika.Szybko wskoczyłam na krawężnik i na trawkę.
-Ale skaczesz!Jak urodzony sportowiec.-zaśmiał się Bazyl.-A co to...?
-Ludzie dla zabawy lubią skakać wysoko lub daleko i nazywają ich sportowcami.Chodźmy już.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Choroby dawne

Trochę dziwny ten tytuł,albo i nie.Sami się państwo mili przekonacie. No bo przez ten ostatni rok to tyle chorób się potraciło,a co niektóre...