Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo byłam przejęta tym,że siedzę przy tak pięknie zastawionym stole.Świecące sztućce,czyste,porcelanowe talerze,biały obrus,zapachy wydobywające się z pod pokrywek.Wszystko to zdawało mi się być pięknym snem i gdy tylko dotknę jednej z tych pięknych rzeczy będę musiała się obudzić i wrócic do rzeczywistości.
A uwierzcie mi,nie chciałam się obudzić.
Ostrożnie dotknełam końcami palców białego obrusa i nic się nie stało,pogładziłam palcem sztućce,które niby lusterka odbijały promienie słoneczne...i nic.
Odetchnełam z ulgą.Naprawde nic nie znikło.
Wszystko nadal stało na stole,obrus powiewał,zapachy unosiły się wokół stołu.
Starsza pani nalała mi zupy do głębokiego talerza i życzyła smacznego,a mnie na ten widok łzy napłynęły do oczu.
-Czy coś się stało moje dziecko?-spytała kobieta i pogładziła moją dłoń-Nie ma o co płakać?
Ale w głębi serca czułam,że to nie jest w porządku,że ja tu siedzę w takim wykwintnym towarzystwie a tam w wiosce,w naszej biednej chatce siedzi moja matka przy stole,na którym stoi misa pełna zupy i ziemniaków i czeka na mnie.Może się nawet martwi.
Żal ścisnął mi serce.
-Przepraszam,ale...muszę iść...tam ...moja matka czeka i...muszę iść.-zerwałam się na równe nogi,odłożyłam łyżkę,którą miałam w ręce i zbiegłam po schodach.
-Dokąd uciekasz?!Dopiero do nas przyszłaś.Dlaczego nie zjesz z nami obiadu?Czekaliśmy na ciebie tak długo!Ja czekałem!-już miałam otworzyć furtkę gdy odwróciłam się do młodzieńca-Zawsze cię obserwowałem bawiącą się z dziecmi,podążałem za tobą gdy szłaś do kościoła,czekałem na skraju lasku by obserwować cię biegnącą po łąkach z psem.A teraz uciekasz ode mnie?
-Śledziłeś mnie?Ale dlaczego?
-Tak!I mógłbym cię tak dalej śledzić przez resztę moich dni.Oddychać chcę tym samym powietrzem,którym ty oddychasz,chciałbym podążać za twoimi krokami,chciałbym słyszeć codziennie twój śmiech bo...bo...kocham cię.
-Nie to...to nie...nie dzieje się na prawdę!-otwarłam furtkę i...on złapal mnie za ramię i przyciągnał do siebie.
-Proszę?Zostań ze mną już na zawsze.
Jego czarne oczy niczym głębokie studnie wpatrywały się w moja twarz.Teraz ujął moją dłoń i przyciągnął do swoich czerwonych,miękkich warg.Przeszył mnie dreszcz od stóp po czubek głowy.Nigdy jeszcze nie przydarzyło mi się coś równie ekscytującego.Drżałam cała ,na całym ciele czułam gęsią skórkę.
To było niczym...
-Nie umiem wam tego określić.Kiedyś może sami tego doświadczycie.
-I co się potem stało...mieliście wielkie wesele?
-Tak.-zaśmiała się babcia-Ale jeszcze wiele drogi przed nami.Musiałam nauczyć się wiele rzeczy,żeby zostać panią domu,ale...
-Po kolei.-dokończyła Joasia.
-Tak.Kiedy dalam się w końcu przekonać do zjedzenia obiadu przyrzekłam sobie,że odtąd będę zabierać również moją matką.Na co z chęcią się zgodzili.
Potem się dowiedziałam,że starsza pani też pochodzi z biednej wioski i była sierotą.Zawsze biegała po ulicy z bratem,żeby dostać jakieś resztki z obiadu.Raz wpadła na przystojnego młodzieńca przechodzącego przez miasteczko i on ją wziął do domu i razem z bratem już nigdy nie zaznali głodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz